
Ostatni rok był dla nas wyjątkowo udany. Nie dość, że udało nam się przeprowadzić do własnego mieszkania, to spotkało nas największe szczęście na świecie. Żona może obecnie pochwalić się sporym brzuszkiem i siedmiomiesięcznym okresem ciąży. Miało być cudownie, co nie znaczy że łatwo.
Nawet zakupy kaftaników były męczarnią.
Na około trzy miesiące przed narodzinami dziecka, zdecydowaliśmy że nastała najwyższa pora, aby zaopatrzyć się w produkty bardziej oraz mniej podstawowe. Istotną kwestią były oczywiście przedmioty użytku codziennego, takie jak wanienka, wózek czy wszystkie nosidełka, które będą potrzebne co chwilę. Nie chcieliśmy żadnych niespodzianek i przygotowania miały się zakończyć na około miesiąc przed narodzinami, dlatego również istotne dla nas było aby poznać płeć dziecka. Miał to być syn. Nie chodzi o to, żeby móc się szybko pochwalić lub żyć w jakimś większym spokoju, ale tylko i wyłącznie o fakt, aby być jak najlepiej przygotowanym do nadchodzących wyzwań. Pomijając kwestię koloru pokoju, który ma być dostosowany do chłopczyka, to ważną rzeczą było aby powoli zaopatrzyć się w ubranka stosowne do płci. Pamiętam jak raz, niestety, część takiego obowiązku, spadła na mnie, gdzie po pracy miałem kupić nowe kaftaniki dla niemowląt. Miały być: nie za ciepłe, nie za cienkie, delikatne, ale nie przezroczyste, kolorowe, ale nie pstrokate. Z takimi wytycznymi nie łatwo było sprostać wymaganiom żony, ale docelowo się udało. Wyglądało to trochę tak, że zamknąłem oczy i palcem wskazałem sobie te, które wybiorę.
Takich wypadów było jeszcze kilka, ale na całe szczęście z reguły towarzyszyła mi moja druga połówka, która miała te kwestie nieco lepiej rozpracowane ode mnie. Nikt nie mówił, że będzie łatwo, ale nigdy nie sądziłem że schody zaczną się jeszcze na długo przez finalną datą.